Z " jak Zalewajka
Zalewajka to zupa z pokrajanych w kostkę lub plastry ziemniaków, ugotowanych w żurku i okraszonych słoniną oraz skwarkami.
Smakosze dodają do zalewajki ząbek czosnku, pokrajaną w plasterki kiełbasę lub zarumienioną na tłuszczu cebulę. Zalewajka to zupa bardzo popularna w polskiej kuchni ludowej. Do niedawna była też bardzo popularna w Zagłębiu Dąbrowskim. Gdyby ktoś pomysłowy rozpisał plebiscyt na typową potrawę zagłębiowską, to z pewnością zalewajka zajęłaby pierwsze miejsce. No może drugi, bo pierwsze.... Ale o tym na końcu.
Zalewajka została przyniesiona do Zagłębia Dąbrowskiego przez migrujących tutaj na przełomie XIX i XX wieku przybyszy z kieleckiego. Tutaj znajdowali pracę, mieszkanie i pełną miskę jedzenia, bez prześladującego ich od pokoleń głodu na przednówku. Na przednówku " wyjaśniam młodym Czytelnikom " czyli w okresie gdy stare zapasy jedzenia już się wyczerpywały, zaś na nowe plony trzeba było jeszcze poczekać. Wspomniana prosta potrawa szybko zadomowiła się w górniczym okręgu. Była prosta w przygotowaniu, tania, a jak jeszcze dodało się kiełbasy albo boczku, to dobrze zaspokajała apetyt. Jeszcze niedawno w każdym kwartale przykopalnianych, czy przyhutniczych domów robotniczych, przynajmniej jedna staruszka kisiła żur, który był "tani jak barszcz". Babcia odlewała porcję kwaśnej cieczy do przyniesionej szklanej butelki, w zamian pobierając drobną monetę. Dobrze, że wtedy nie grasował tak jak dziś po sklepach sanepid. Gdyby inspektorki zajrzały za zasłonkę w sieni, gdzie spoczywało wiadro z "zakisem" to firma zostałaby zamknięta w trzy minuty z podwodów sanitarnych. W każdym bądź razie mało komu zalewajka nie smakowała.
Zagłębiowska kuchnia wskazywała zasobem potraw na pochodzenie zagłębiaków, oraz na ich ciężką pracę fizyczną w tutejszym przemyśle. W "menu" najchętniej widziano potrawy tłuste, mięsne o wysokiej kaloryczności. Pewnie i dlatego, że przed przybyciem do Dąbrowy Górniczej, czy Sosnowca przymierano głodem w podkieleckiej wiosce. Z drugiej strony, jak górnik spalił masę kalorii fedrując węgiel to trudno wymagać aby uzupełniał je w organizmie sałatką z ogórków. Stąd w zagłębiowskiej kuchni pogarda dla warzyw. Za to wyjątkowym poważaniem cieszyły się ziemniaki i kwaszona kapusta. W piwnicach robotniczych domów każda porządna rodzina musiała zgromadzić na zimę kilkaset kilogramów ziemniaków i beczkę kwaszonej samodzielnie kapusty. Wtedy miało się świadomość, że głód nie grozi aż do nowych zbiorów.
Wspomniałem na początku, że zalewajka zajęłaby w plebiscycie pierwsze lub drugie miejsce. Ja postawiłbym na pierwszym miejscu potrawę pamiętaną z młodości, a noszącą dziwną, nie wiadomo skąd wziętą nazwę " "maścipula". Nazywają to dziś słowem "duszaki", ale nie dorównują one smakiem potrawie z mych dziecięcych lat. Z początkiem jesieni na osiedlu "domków fińskich" w Czeladzi " Piaskach zbierała się grupa znudzonych chłopaków. Już było po wakacjach, a nauka nie zaczęła się jeszcze na dobre, konieczne stało się wymyślenie jakiegoś zajęcia. "Chłopaki, robimy maścipulę" " padało hasło błyskawicznie znajdujące posłuch. Jeden biegł do starych po żeliwny garnek, drugi przynosił smalcu, trzeci " kartofle i cebulę, a ktoś inny pieprz, sól i trochę boczku. Wszystko to po obraniu kładło się warstwami w garze, przykrywało liśćmi kapusty i darnią wykopaną z łąki. Potrawa postawiona została na odpowiednich kamieniach znalezionych na pobliskiej kamionce. Pozostało tylko zapalić ogień. Po kilkudziesięciu minutach wyczekiwania i smakowania nosem dymu zrzucaliśmy darń i dzielili "maścipulą". Jadło się ją z kapuścianych liści. Kosztowałem w życiu najdziwniejszych i najdroższych potraw w najodleglejszych miejscach świata. Smakowało, ale gdzie tam owym frykasom do zagłębiowskiej zalewajki i "maścipuli"...
WŁADYSŁAW MROZIŃSKI
http://www.kurier.wzz.org.pl/kz/kz158/7.shtmlCo do Maścipuli = pieczonek
Bierzemy żeliwny kociołek z zkręcanym wiekiem smarujemy go wewnątrz skórką ze słoniniy i wykładany liśćmi kapusty. Następnie układamy warstwami obrane ziemniaki pokrojone w plastry o grubości 0,5 cm, pokrojoną w talarki cebulę, kiełbasę i wędzony boczek pokrojone w kostkę dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, pieprz i sól. i tak aż do zapełnienia kociołka ważne żeby wierzch przykryć liśćmi kapusty. Tak przygotowany koćołek umieszczamy na 40 min w dobrze rozpalonym ognisku(musi być duża ilość żaru) od czasu do czasu potrząsając kociołkiem (używać rękawic) a po 40 min rewelacyjne jedzonko w plenerze do tego żurek lub kefir.
http://www.gotowanie.wkl.pl/przepis5662.html